Prezentacja i opakowanie glinkowej pomady Redken Brews
Clay Pomade utrzymuje key visual Redken Brews, męskiej linii amerykańskiej marki Redken. Pucha spora, bo 100 ml, wyprodukowana z czarnego plastiku zakręcona metalową zakrętką, pod którą jak dla mnie brakuje dodatkowej ochrony. Na sklepowych półkach klienci odkręcając produkt, dopuszczają do kontaktu glinki z powietrzem co wpływa negatywnie na jakość i trwałość.
Etykieta utrzymana jest w minimalistycznym stylu z czernią na backgroundzie i białymi napisami oraz drobnymi zdobieniami. Zakrętka nadrukowane ma duże logo Redken Brews (swoją drogą, to logo ma coś w sobie, bardzo mi się podoba i przyciąga mój wzrok) oraz tagline NYC Grooming. Przechowuję pomady w koszyczkach i każdy produkt z nadrukiem w tym miejscu ułatwia poszukiwanie tego na który mam ochotę danego dnia.
Skład Redken Brews Clay Pomade
Clay Pomade nie została stworzona z myślą o fanach naturalnych produktów. INCI to mieszanka ciekawych naturalnych składników oraz chemicznych wypełniaczy. Prócz wodnej bazy, znajdziemy tam między innymi moją ulubioną Glinkę Kaolin, która absorbuje nadmiar serum, zapewnia matowe wykończenie i zapewnia naturalny chwyt włosa.
Drugie miejsce w składzie to wosk pszczeli wspomagający układanie włosa, nadając mu jednocześnie satynowy efekt oraz zagęszcza sam produkt. Także chroni przed utratą wilgoci. Dodatkowo glinka posiada szereg emolientów nadających gładkość i elastyczność włosów, utrzymując ich w dobrej kondycji.
Między tymi dobrymi składnikami znajdziemy także wiele konserwantów i emulgatorów dbających prędzej o kondycję samego produktu niż włosów. Stąd też produkt można użyć w 12 miesięcy po otwarciu. Jestem fanem produktów o trwałości 6 miesięcy, ale z mniej chemicznym składem, jednak jak na produkt tak dużej marki jest zaskakująco dobrze.
Zapach i działanie Redken Brews Clay Pomade
To glinka z serii tych, w których zapach nie ma znaczenia, sam producent nigdzie się nim specjalnie nie chwali. Jeśli miałbym określić co w nim czuję to charakterystyczny zapach znany z innych glinek (po prostu gliniany), lekko kwaskowaty z nutą kakao.
Nie jest to konsystencja charakterystyczna dla „clay” ponieważ produkt przedstawiony jest jako pomada glinkowa stąd bardziej przypomina twardszy krem. Kolor jest także ziemisty, mleko z połową łyżeczki kakao.
Testując produkt użyłem go po umyciu samym szamponem, również marki Redken Brews, którego recenzję znajdziecie tutaj. Szampon jest mocny, nie używałem dodatkowych odżywek czy prestylerów, więc miałem na głowie przygotowane czyste płótno bez wspomagaczy.
Glinka bezproblemowo wyciąga się z puchy i łatwo rozciera w dłoniach. Najlepiej rozgrzewać produkt do momentu, kiedy straci kolor i stworzy na powierzchni skóry połyskującą woskową warstwę. We włosy wciera się z lekkim oporem, ale nie ciągnie ich. Wymaga dłuższego rozczesania, początkowo włos jest sztywny jak przy woskach do włosów i po kilkunastu sekundach zaczyna zachowywać się jak pomada. Pamiętajcie o wcieraniu we wszystkich kierunkach – obydwa boki, następnie w kierunku przeciwnym do właściwego a na końcu czeszemy docelową fryzurę. Oczywiście wszystko w zależności od tego co chcemy stylizować, najważniejsze, żeby docelowy kierunek zostawić na koniec. Dzięki temu rozprowadzicie produkt na całych włosach – mimo zapewnień producenta, chwyt nie jest mocny, a raczej średni i tym sposobem wzmocnicie fryzurę na kilka godzin dłużej.
Na głowie mam undercuta ze slickiem z dłuższych włosów i, niestety, po 3-4 godzinach włosy rozjechały się, dlatego muszę wspomagać się dodatkowym utrwaleniem mgiełką z lakieru. Znam jednak ten typ pomad i będzie idealna przy wszelkich krótszych quiffach, messy czy french cropach. Sam uzyskałem slicka gładkiego, lekko obciążonego (nie udało mi się podnieść włosów u nasady) z satynowym efektem i w miarę zdrowym wyglądem. Produkt ze względu na wodną bazę zmywa się bez problemu każdym szamponem bez konieczności ponownej aplikacji.
Podsumowanie
Wspominałem o tym w recenzji szamponu, wspomnę i tutaj. Markę Redken Brews widzę na wyposażeniu modernistycznych salonów fryzjerskich. Zdarzało mi się skorzystać z usług takich zakładów, kiedy potrzebowałem szybkiego odświeżenia się a do mojego barbera terminy były odległe. Nie byłem zadowolony z produktów do wykończenia fryzury, ale jestem pewny, że wychodząc z tą pomadą glinkową na głowie, byłoby znacznie lepiej. Komu mógłbym polecić? Na pewno każdemu, kto do tej pory nie potrafił znaleźć odpowiedniego produktu i chciałby spróbować czegoś mniej budżetowego. Świetna baza do nauki układania fryzury na lepsze produkty przed sięgnięciem po coś mocniejszego co mogłoby sprawić problem w używaniu. Najwyższa półka wymaga jednak wprawy i wiedzy jak to wszystko działa. Inna grupa docelowa – salony fryzjerskie. Charakterystyczny wygląd oraz osiągnięcie dobrego efektu przy pracy na kliencie.